Tureccy górnicy: pracownicy z Somy zamordowani dla zysku

Obrazek powyżej: Wściekli pracownicy ścierają się z policją w Somie

Nie jest jeszcze jasne ilu robotników zostało zamordowanych w katastrofie górniczej w Somie w prowincji Manisa w zachodniej Turcji. W czasie pisania oficjalne żniwo wynosi 304, chociaż pracownicy twierdzą, że okłamuje się ich na temat tych liczb a zostało zabitych wiele więcej. Jasne jest to, że nieprawdą jest, że „wypadki tego rodzaju są czymś zwyczajnym”, jak sugeruje premier Erdoğan. W bezpośrednim następstwie tych okropnych wydarzeń popisał się swoją wiedzą o historii katastrof w górnictwie, sięgając wstecz do Northumberlandu w Wielkiej Brytanii, i położył szczególny nacisk na te które wydarzyły się w Stanach Zjednoczonych, kraju, który ma, by znów zacytować Erdoğana, „wszystkie rodzaje technologii”. Implikacja jest oczywiście taka, że takie rzeczy się zdarzają, zdarzają się wszędzie, i nie da się ich uniknąć.

To nieprawda. Wypadki są endemiczne w wydobyciu węgla z powodu pogoni za zyskiem. Tureckie górnictwo zawsze było niesławne z powodu wskaźnika wypadków i śmierci, a zwłaszcza od czasu prywatyzacji w 1984 r. Alp Gürkan, dyrektor generalny Soma Mining Inc, właścicieli kopalni, twierdził w tym tygodniu, że „Wydaliśmy nasz dochód na poprawienie warunków pracy w celu uniknięcia możliwych wypadków”, lecz nie tak dawno temu, przechwalał się w mediach, jak to przed przejęciem przez jego firmę kopalni w Somie wydobycie węgla kosztowało 130-140 dolarów, a teraz ten koszt wynosi 23,80 dolarów „dzięki metodom operacyjnym sektora prywatnego”, do których zaliczały się cięcia w środkach bezpieczeństwa, wysoce niepopularne uelastycznienie siły roboczej, i zakup tańszego produkowanego lokalnie wyposażenia, takiego jak transformatory, które poprzednio importowano. Zgodnie z wczesnymi doniesieniami, to wybuch transformatora uwolnił reakcję łańcuchową, która doprowadziła do wypełnienia kopalni w Somie duszącymi gazami.

Tureckie górnictwo ma absolutnie zatrważający rejestr bezpieczeństwa. Przemysł węglowy odpowiada za 10% wypadków przemysłowych, z udziałem 13 000 górników w wypadkach w zeszłym roku. Od roku 2000 1308 ludzi zginęło w wypadkach w górnictwie węglowym przed ostatnimi wydarzeniami. Wszystko to czyni Turcję krajem z najwyższą liczbą śmiertelnych ofiar wypadków górniczych po Chinach. Jednakże, te liczby są zwodnicze, a gdy zbada się szczegóły, Turcja ma wskaźnik śmierci na milion ton wydobycia węgla 7,22 robotnika, w porównaniu z 1,27 w Chinach i 0,02 w Stanach Zjednoczonych. Oznacza to naprawdę, że pracownicy są niemal sześć razy bardziej narażeni na śmierć w kopalni tureckiej niż chińskiej, i 361 razy bardziej niż amerykańscy pracownicy kopalń.

Powiedziawszy to, nie jest niespodzianką, że stwierdzenie Erdoğana, że „Takie wybuchy w tych kopalniach zdarzają się cały czas. To nie jest tak, że nie zdarzają się one nigdzie indziej na świecie”, spotkało się z gniewem i pogardą pracowników kopalni w Somie. Erdoğan ogłosił, że będą trzy dni „żałoby narodowej”, lecz dla robotników w Somie oznaczało to bycie atakowanymi armatkami wodnymi i gazem. Rząd dodał do tego wszystkiego także akcent personalny, gdyż urzędnik z biura premiera, Yusuf Yerkel, został sfotografowany jak kopał krewnego zmarłego górnika, i doniesiono że sam premier także kogoś uderzył. Biura rządzącej AKP w mieście zostały rozwalone.

Nie tylko dla pracowników w Somie bardzo jasne jest, gdzie leży wina za katastrofę. Demonstracje szybko rozniosły się po kraju, a na wszystkich z nich były transparenty oznajmiające że nie był to wypadek, lecz morderstwo, a odpowiedzialny był rząd. Demonstracje odbyły się niemal natychmiast wszędzie w poprzek kraju. W środową noc, wielkie liczby ludzi stanęły naprzeciw policji uzbrojonej w armatki wodne i pistolety gazowe na placu Taksim, centralnej scenie zeszłorocznych ruchów protestacyjnych, jak i w Ankarze, Izmirze i innych dużych miastach.

Czwartek przyniósł jednodniowy strajk generalny wezwany przez lewicowe związki zawodowe, DISK, KESK, TMMOB, TTB i TDB. Główna konfederacja związkowa Türk-İs wezwała do trzyminutowego strajku. Wściekli pracownicy i studenci w Ankarze zaatakowali, i okupowali w odpowiedzi biura. Strajk zdaje się być największym strajkiem generalnym w Turcji od dziesięcioleci. Zwykle strajki generalne obejmują gdzieś około pół miliona pracowników z tych związków zawodowych. Wczorajsze strajki wyszły daleko poza to, z setkami tysięcy pracowników fabryk, z miejsc w których DISK jest nieobecne, przyłączających się do strajków, i protestów, i to nie tylko na trzy minuty. Wśród strajkujących byli robotnicy z niesławnych stoczni w Tuzla, gdzie 200 pracowników zginęło w wypadkach przemysłowych w ciągu ostatnich trzech dekad. Rząd zdaje się nie być w nastroju na przyjęcie pojednawczej postawy wobec strajkujących, z 10 000 strajkującymi górnikami w czarnomorskiej prowincji Zonguldak którym obcięto dwudniowe wynagrodzenie mimo tego, że strajkowali tylko przez jeden dzień. Incydenty takie jak te zdają się być stworzone do dalszego antagonizowania pracowników, a niektóre demonstracje pracowników trwały dzień po akcji strajkowej. Wszystko to dwa tygodnie przed rocznicą rozpoczęcia protestów w Parku Gezi sugeruje, że mogłyby być kolejne walki w odpowiedzi na te morderstwa i brutalność państwa, która im towarzyszyła.

D. Valerian 16/5/2014

Sunday, May 18, 2014